-------------------------------------------------------------------------------------------
Książe
smętnie przemierzał podwodne korytarze swego pałacu, taranując po
drodze kilka niewinnych osób. Nawet nie zawracał sobie głowy
przeprosinami, jednak nikt nie śmiał odezwać się nawet słowem,
bo gdy młody Uzumaki był zły najlepiej było mu schodzić z drogi
i udawać, że się nie istnieje.
Wilk
syty i owca cała.
Powód
zdenerwowania Naruto był wszechstronnie znany, bo ów schemat
powtarzał się przeszło od kilku lat, a dokładniej od pory, kiedy
blondyn nauczył się mówić.
Jego
ojciec, Minato, nie pozwalał mu się oddalać od Meridium - stolicy
Felicjany. W końcu chłopak był następcą do objęcia tronu, a
życie księcia było z góry zaplanowane – począwszy od tego, co
zje na śniadanie, a skończywszy na tym o której ma się położyć
spać. Naruto nie chciał taki być, nie chciał żyć pod dyktando
ojca. Może jemu młodszemu bratu to odpowiadało, to całe
sprawowanie władzy, bycie odpowiedzialnym za innych, bycie
wpływowym, jednak nie blondynowi. Od zawsze był niesforny i
nieobliczalny. Tak odmienny od swojego ojca i młodszego brata, tak
różny. Naruto pod względem charakteru przypominał bardziej swoją
matkę – Kushinę. Jedyne, co ich różniło, to kolor włosów, a
tak przynajmniej ojciec mu opowiadał, bo blondyn swej mamy nigdy nie
poznał. Wiedział tylko tyle, że była nieokiełznana i równie
odstrzelona co jej kolor włosów.
Nie
chcąc się dłużej podporządkowywać, Naruto postanowił się
postawić, zrobić coś, czego nie godzi się robić przyszłemu
królowi – złamać słowo dane ojcu, że nie opuści stolicy.
Minato
przygotowywał się do publicznego przemówienia, jak co miesiąc,
aby zapewnić swoich poddanych, że wszystko jest w należytym
porządku i nic im nie zagraża, bo jest tutaj on i czuwa.
Od
rana był nieco nerwowy, bo choć sprawuję władzę już tak długo,
publiczne przemówienia jakoś zawsze go stresowały. A Naruto to
wiedział i zamierzał to wykorzystać. To był jedyny czas, gdy
ojciec go nie pilnował i nie trzymał na uwięzi, bo się
denerwował, że coś nie wyjdzie, że poddani się odwrócą, że
zaczną bunt i zechcą go obalić. Zresztą nie tylko jego, a całą
rodzinę królewską.
Gdy
wybiła pora na przemówienie, Minato machnął swym ogonem
majestatycznie, aż kilka łusek odpadło, po czym wpłynął na swój
tron. Zasiadł na nim a ogon dał w bok, ażeby ten mu nie
przeszkadzał.
Naruto
odczekał chwilę, żeby ojciec się na dobre rozkręcił, a straż
zajęła miejsce wśród poddanych, i najszybciej jak umiał, dał
dyla.
Mocno
ruszał ogonem, wprawiając tym samy wodę w ruch. Właściwie nie
wiedział gdzie płynie, nie miał żadnego zamierzonego celu, po
prostu płynął. Przed siebie, za stolicę. Z dala od jego
nadopiekuńczego ojca i wkurzającego brata.
Długo
wędrował zanim w końcu zarządził postój. Woda wokół niego nie
była taka błękitna jak w Meridium, można powiedzieć, że do
bycia błękitną było jej daleko. Była mętna, pływały w niej
różne rzeczy – butelki, siatki, a nawet metalowe puszki. Naruto
zwinie je omijał, co by się nie zaciąć, bo jeszcze tego mu
brakowało. Wiedział, że im bliżej lądu, tym woda będzie gorsza,
bo ludzie sumiennie się do tego przykładali, nie oszczędzając
oceanu w żaden sposób.
-
Oni naprawdę są okropni – mruknął cicho, jakby bał się, że
ktoś go usłyszy i, nie daj Boże, doniesie królowi. Ale nikogo w
pobliżu nie było, nawet niewiele ryb tutaj pływało, a jak już
pływały to nie były one takie ładne i kolorowe, jak w stolicy.
Były szare i duże, nawet nie mówiły… Przynajmniej blondyn tak
obstawiał, bo żadna się do niego nie odezwała, a śmiał sądzić,
że widok Trytona w tej części oceanu jest raczej nietutejszy.
Ostatni raz rzucił okiem za siebie, po czym popłynął w przód,
zmierzając bliżej lądu. A im bliżej niego był – tym bardziej
się bał. Ojciec opowiadał mu dużo historii jacy są ludzie i do
czego byli zdolni, jednak Naruto był ciekawy. I to naprawdę bardzo,
więc gdy zobaczył pierwsze skały przed nim, mimo dziwnego uczucia
niepokoju w brzuchu, na jego ustach pojawił się także delikatny
uśmiech. Przyspieszył ruch ogona i w końcu dodarł do lądu. A tak
przynajmniej myślał, że tam będzie ląd.
Naruto
skierował swoje ciało ku górze, przecinając taflę wody, po czym
jego głowa w końcu wyszła na powierzchnie, a on zachłysnął się
świeżym powietrzem. Jego oczy nie były przyzwyczajone do tak
ostrego słońca więc zamrugał kilka razy, przyzwyczajając się do
promieni słonecznych.
-
O cholera, mam wrażenie, jakby moja twarz się paliła – z jego
ust wydobył się gardłowy śmiech, który objął zmrużone oczy.
Jeszcze chwile jego ślepia pozostawały w takiej pozycji, po czym
rozwarł je na całą szerokość, co by mieć lepsze pole widzenia i
wytężył wzrok. Przed nim wyłoniły się najpierw skały, a tuż
za nimi... Ląd! To naprawdę był ląd Naruto uśmiechnął się
szeroko, a jego umysł ogarnął błogi stan. Naprawdę się cieszył,
że tutaj jest.
Podpłynął
bliżej skał, po czym oparł się o nie i podciągnął do góry,
siadając. Zawsze, ale to zawsze marzył o tym, żeby usiąść
właśnie w taki sposób, tak jak w bajkach, które czytała mu
kiedyś babcia – o syrenach, które przesiadywały u szczytu skał,
czesząc swoje piękne, długie włosy i obserwując co działo się
wokół nich. O tym, że niektóre zakochiwały się w ludzkim
mężczyźnie, a miłość ta była tak silna, że same chciały
przybrać ludzką formę, aby na zawsze już być ze swoim ukochanym.
Jednak
za każdym razem, gdy starsza kobieta czytała mu owe opowiastki,
przypływał król i okropnie się wściekał, każąc jej przestać,
a Naruto wyganiając do łózka. Więc Naruto nigdy nie poznał
zakończenia żadnej z tych baśni. Wiedział tyle, na ile król
pozwalał. Czyli naprawdę niewiele. Chłopak nie wiedział co
kierowało ojcem, dlaczego reagował w ten sposób na jakieś głupie
bajki ani dlaczego nie pozwalał mu wypływać na powierzchnie,
choćby na chwilę. Próbował kilka razy Minato o to wypytać, ale z
mizernym skutkiem, bo ten zaraz się wściekał, mówiąc, że nie
powinien w ogóle o tym myśleć, że przecież powtarzał mu tyle
razy do czego zdolni są ludzie i jakimi bestiami potrafią być.
Kazał mu dojrzeć i zająć się myśleniem o objęciu tronu i o
swoich przyszłych podanych, a nie czytać durne baśnie. I Naruto,
choć naprawdę nie chciał, musiał się podporządkować woli
króla, tak jak każdy w stolicy. Tak po prostu było i już. Z
królem n i e w o l n o było dyskutować.
Westchnął,
po czym pokręcił szybko głową, ażeby odgonić ponure myśli, i
utkwił wzrok przed sobą. Jego oczom ukazała się mała, kamienista
plaża, jednak bez żadnej żywej istoty. Za nią rozciągała się
wąska drużka, która prawdopodobnie prowadziła do miasteczka, a
tak przynajmniej myślał chłopak. Za drużką, trochę wyżej,
tkwiło klika drzew oraz nieliczne krzaki, które były trochę
jednak zbyt ponure jak na gust Uzumakiego. Tam, na dnie oceanu,
wszystko było kolorowe, takie żywe, delikatne. Po prosu miłe dla
oka. Na lądzie było szaro i ponuro, a na pewno nie wyglądało tak
jak w wyobraźni blondyna. Było po prostu zwyczajnie, ale
to nie znaczy, że brzydko. Było… ludzko.
Nagle
Naruto zamrugał kilka razy, jego mięśnie się spięły, dłonie
się spociły, a ślina nie chciała przejść przez gardło. Za
krzaku wyłoniła się sylwetka. Ludzka sylwetka! Gorączkowo się
rozejrzał na boki, żeby zbadać resztę otoczenia i przypadkiem nie
wpaść na kolejną niespodziankę, po czym szybko zsunął się do
wody, raniąc przy tym delikatnie ogon.
-Cholera,
cholera, cholera – zaklął pod nosem, obserwując z ukrycia
postać. Nie tak wyobrażał sobie to wszystko. To miejsce nie
wyglądało ładnie, na skale wcale nie siedziało się wygodnie, a
on, gdyby tylko mógł, zesikałby się pod siebie. Jednak…
naprawdę nie chciał wracać. Nie
chciał wracać do domu, do
ojca, do swojego nudnego życia. I choć obawiał się konsekwencji –
został.
Chłopak
niebezpiecznie szybko zbliżał się w stronę plaży, a Naruto,
nieco spanikowany, bo przecież chciał zostać i ani mu się śniło
teraz wracać, kiedy był tak blisko człowieka, zanurzył się
głębiej w wodzie, tak, żeby nie można było dostrzec niczego
nienormalnego w jego sylwetce. Był zatopiony do połowy nosa, a
przez to, że mokre kosmyki opadały mu na oczy – sprawiał
wrażenie, jakby niewiele widział.
Szatyn
usiadł na plaży i rozejrzał się na boki, po czym uniósł głowę
ku górze, wystawiając twarz na promienie słoneczne. Na jego buzi
zagościł lekki uśmiech, a Naruto coś ścisnęło w dołku. Zaczął
przyglądać się nieznajomemu, raz po raz wodząc wzrokiem od jego s
t ó p aż po kruczoczarne włosy, ale najchętniej właśnie wracał
na jego kończyny i lustrował je, dopóki oczy nie zaszły mu łzami.
To
naprawdę były stopy! Ludzkie stopy! Naruto coś takiego pierwszy
raz widział, bo baśnie, które czytała mu kiedyś babcia, nie
zawierały w sobie rysunków, a więc blondyn nie potrafił sobie
nawet wyobrazić, jak mogłabywyglądać
ludzka kończyna. A wyglądała naprawdę fantastycznie i Naruto aż
cały się podekscytował, a zrobił to do tego stopnia, że wystawił
głowę ciupkę wyżej, nie przejmując się tym czy zostanie
przyłapany, czy też nie.
-
Ale jaja… - szepnął gorączkowo – Stopy! To naprawdę stopy! A
to… - zerknął nieco wyżej – to chyba łydki, przynajmniej tak
opisywała babcia. Jakie szczupłe! W ogóle nie przypominają mojego
niezdarnego ogona… są takie zgrabne i małe… – powiedziawszy
to Naruto wyciągnął szyję jeszcze wyżej i
podpłynął bliżej skały,
która znajdowała się nieopodal brzegu, żeby lepiej widzieć.
Naprawdę go to wszystko fascynowało. Jednak to nie było tak, że
jego ogon był brzydki i mu się nie podobał, ba, był naprawdę na
swój sposób urodziwy - jego
łuski były w kolorze czystego błękitu, gdzieniegdzie przeplatane
ciemniejszą barwą, delikatnie się mieniąc, płetwa była zgrabna,
nieco poszarpana na dole, co umożliwiało mu szybsze pływanie, a
swoim odcieniem przypominała niebo podczas burzy - ciemne, jednak
oświetlane przebłyskami czerwono-pomarańczowych piorunów.
Gdy
wlepianie gał w nieznajomego chłopaka znudziło się Uzumakiemu,
ten westchnął, po czym miał już się wycofać w tył i po prostu
zawrócić, jednak kruczoczarny, który wcześniej siedział w
bezruchu i cieszył buzię promieniami słonecznymi, przeniósł
spojrzenie wprost na miejsce, gdzie znajdował się Naruto i
przemówił:
-
Wiem, że ktoś tam jest. Nie chowaj się za skałą – powiedział,
jakby nieco rozdrażniony. – Pokaż się i powiedz, skąd się
tutaj wziąłeś.
A
Naruto cały struchlał, nie wiedząc co ma zrobić, bo gdyby
zawrócił to byłoby jednoznaczne z pokazaniem ogona, czego przecież
nigdy w życiu nie mógł zrobić. Nie chciał skończyć na talerzu
jako filet rybny. Więc może… może spróbuje odepchnąć się od
skały i wbić się w wodę, bez zbędnego ruszania rybią końcówką.
Położył ręce na skale i już, już prawie to zrobił, ale
nieznajomy niespodziewanie poderwał się z miejsca i podbiegł do
bloku skalnego, za którym chował się Uzumaki, i wbił w niego
swoje czarne jak noc, przenikliwe ślepia.
-
A więc? Jaka jest twoja odpowiedź? – ponowił pytanie, mrużąc
nieznacznie oczy.
Cisza.
Czarnowłosy
uniósł prawą brew do góry. Potem lewą. I otworzył już usta,
żeby coś powiedzieć, ale Uzumaki mu na to nie pozwolił, odzywając
się niespodziewanie.
-
Pływam, nie widać? Nie wydaję mi się, żeby ta woda była twoja
na własność – burknął, po czym, choć bardzo nie chciał, bo
to był przecież c z ł o w i e k we własnej osobie, dodał –
Więc zjeżdżaj i daj mi rozkoszować się tą… czystą
wodą – zakończywszy swoją
wypowiedź wlepił w chłopaka zmrużone oczy, jakby to miało go
przepędzić, chociaż wcale nie chciał tego robić. Bał się.
Truchlał na samą myśl, że jego sekret się wyda, że chłopak
będzie go torturował, dopóki ten nie wyda mu gdzie leży podwodny
świat, że nigdy więcej nie zobaczy swojego ojca i wkurzającego
brata, że nigdy nie znajdzie piękniej syreny, z którą przeżyłby
swój pierwszy pocałunek, bo w sumie nie wiedział jak syreny robią
dzieci, bo nikt mu nigdzie nie powiedział, a on nawet się nie
zastanawiał, i ogólnie był przerażony, bo wpakował się w niezłe
gówno. Ot co.
Ale
Naruto bardzo chciał udawać, że jest odważny i tak naprawdę
wszystko po nim spływa, że faktycznie przyszedł tylko popływać,
a nie że jest poł człowiekiem pół rybą, wiec przelewając w to
całą swoją determinację, zadarł głowę wysoko ku górze i
wlepił zmrużone i buńczuczne spojrzenie w chłopaka, co by mu
pokazać z kim zadarł.
Phi.
Naruto
Uzumaki nie jest byle kim i nie da sobie w kaszę dmuchać! Co to, to
nie.
-
I po co się tak najeżyłaś? Zadałem jedynie pytanie, urażona
panienko – sarknął. – Nikt tutaj nie przychodzi, oprócz mnie,
rzecz jasna – powiedziawszy to wskazał kciukiem na swoją pierś –
więc się zdziwiłem, to wszystko. Wybacz, że cię uraziłem –
zaśmiał się bezczelnie, po czym już miał odejść, ale Uzumaki
mu na to nie pozwolił, rycząc z wściekłości na całe gardło.
-
JA NIE JESTEM KOBIETĄ! – jego zaciśnięta pięść powędrowała
do góry, ochlapując przy tym całą jego twarz wodą.
Chłopak
patrzył na niego przez chwilę, po czym parsknął śmiechem.
-
W sumie masz rację. Byłbyś
wyjątkowo szpetną kobietą – powiedział
kpiąco, sycąc oczy czerwoną twarzą blondyna.
-
Nie jestem szpetny – odburknął, jeszcze bardziej pokrywając się
szkarłatem.
Jego
policzki naprawdę płonęły! Przyłożył mokrą dłoń do twarzy,
którą wcześniej wymachiwał przed czarnowłosym, tym samym
próbując schłodzić piekące go policzki. Nie umknęło to uwadze
chłopaka, który skwitował to cynicznym uśmiechem.
-
Oj, oj, ktoś tu się zawstydził – zacmokał czarnowłosy, po czym
wykierował palcem w Uzumakiego – i to chyba ty, panienko.
Naruto
nie pozostał mu dłużny.
-
Oj, oj, ktoś tu lubi zgrywać dowcipnisia – odgryzł, starając
się naśladować głos nieznajomego – i to chyba ty, ważniaku –
skierował w jego stronę palec wskazujący, imitując tym samym
gest, który ten uczynił chwilę temu.
Twarz
chłopaka zmieniała się jak w kalejdoskopie. Od zdziwionej po złą.
Przez chwilę Uzumaki myślał, że
na jego usta wkradł się delikatny, wręcz prawie niewidoczny
uśmiech, ale na szczęście ta myśl trwałą tylko chwilę.
-
Panienka pokazała jaja, no nieźle – z ust chłopaka wyrwało się
ciche gwizdnięcie.
Naruto
wywrócił oczami.
-
Jestem Naruto, więc bądź łaskawy przestać nazywać mnie
panienką. A tak w ogóle, to czemu nikt tutaj nie przychodzi poza
tobą? – zagadnął, siląc się na uprzejmy ton, chociaż
uprzejmość do tego drania to ostanie, o czym myślał. Obecność
nieznajomego strasznie go wpieniała, bo był wredny i wywyższał
się przed nim, a przecież poznali się chwilę temu! Chociaż
poznaniem nie można było tego nazwać, bo ten palant po prostu na
niego naskoczył.
-
Jestem Sasuke – rzucił niedbale i już, już prawie wyciągnął
rękę w stronę Naruto, jako znak powitania, jednak szybko ją
cofnął, reflektując się. Naruto widząc owy gest wykrzywił twarz
w delikatnym grymasie, ale nic nie powiedział. Jeśli Sasuke chciał
być dupkiem, to Uzumaki nie będzie mu tego ułatwiał. Za kogo w
ogóle ten gość się uważał?! Gdyby Naruto tylko mógł mu
powiedzieć kim jest, to na pewno by go tak lekceważąco nie
traktował! Był przecież księciem, następcą do tronu! Ale nie
mógł nic powiedzieć, więc siedział cicho, chociaż aż go
skręcało, żeby wykrzyczeć czarnowłosemu prosto w twarz z kim ma
do czynienia. – Po prostu nikt tu nie przychodzi, tak już jest.
Kiedyś, bardzo dawno temu, zginęła tutaj kobieta. Powiadają, że
zaatakował ją morski potwór… – ton głosu Sasuke był nijaki,
jakby wcale go to nie obchodziło, jakby mówił o pogodzie albo o
tym, jaki papier toaletowy kupił, czy w kwiatuszki, czy w gwiazdki.
Naruto to bardzo zezłościło, ale nic nie powiedział, pozwalając
mu kontynuować. – Nikt nie wie czy to prawda, ale ludzie muszą w
coś wierzyć, bo by zwariowali, więc nawet jeśli nie maja żadnych
podstaw, kurczowo trzymają się tej historyjki i omijają to miejsce
szerokim łukiem.
-
A ty?
-
Co ja?
-
Dlaczego tutaj przychodzisz? – lewa brew poszybowała do góry.
-
Właśnie dlatego, że nikogo tutaj nie ma – mruknął Sasuke,
lustrując twarz blondyna. – Lubię być sam – powiedział
dobitnie.
Naruto
nie wiedział, co tak naprawdę myśli o chłopaku przed nim. Sasuke
był od niego całkowicie inny. Miał inny charakter, inny kolor
skóry, włosów, był sarkastyczny i wyniosły, był zimny, jakby
ogrodzony jakąś barierą i Naruto, nawet jeśli naprawdę chciał,
nie mógł się przebić, nie mógł zrozumieć uczuć czarnowłosego,
i nie mógł pojąć dlaczego. Sasuke był niedostępny. Mimo że
byli tak blisko siebie, ich twarze dzieliło zaledwie kilka
centymetrów, to Uzumaki miał wrażenie, że Sasuke jest tak bardzo
odległy, jakby wcale go tutaj nie było. Jakby pomiędzy nimi
utworzył się potężny, nie do przebicia mur. Nie znał Sasuke
dobrze, nawet nie wiedział, czy chciałby go poznać lepiej, jednak
czuł, że chce mu pomóc. Jakaś dziwna i pokręcona siła
przyciągała go do czarnowłosego.
Blondyn
westchnął cierpętniczo, kończąc swoje rozmyślania. Spojrzał w
oczy Sasuke, jednak niczego się w nich nie doszukał. Były puste i
ciemne.
-
Rozumiem – rzekł w końcu. – Jeśli jednak nie masz nic
przeciwko będę tutaj zaglądał, bo podoba mi się to miejsce. A w
żadne historyjki o potworach nie wierzę – choć
sam jestem jednym z nich, dodał w
myślach.
Oczy
Sasuke nadal były bez wyrazu, jakby nawet nie usłyszał co Naruto
powiedział. Jednak chwilę później on sam się poruszył,
obracając się do Uzumakiego tyłem.
-
Rób, co chcesz, ale uważaj, bo woda potrafi być niebezpieczna –
skończywszy swoją wypowiedź, odszedł, zostawiając Naruto z
oniemiałą miną i goryczą w sercu.
-
Doskonale o tym wiem... – szepnął w odpowiedzi, ale Sasuke już
nie mógł tego usłyszeć.
Gratulacje za ciekawy pomysł! Przeczytałam masę Sasunaru ale na taką interpretację się nie natknęłam. I muszę przyznać że mi się podoba.
OdpowiedzUsuńGenialna wymiana zdań Naru i Sasuke. Ogólnie bardzo mi się podoba.
Ślę weny i czasu na pisanie. Wyczekuję kontynuacji.
PS. Mam takie wrażenie że tą kobietą co zginęła jest mam Naruto.
Bardzo się cieszę, że ogół tego tekstu przypadł Ci do gustu! Nowy rozdział pojawi się niedługo, a co do kobiety, która zginęła, nie mówię nie, ale nie mówię też tak, haha.
UsuńNo czekam na rozdział bo nie mam co czytać. Mam wrażenie że nie ma już nic wartego uwagi albo jest nie dokończone. Mam nadzieje ze się nie wypalisz w połowie pisania i dokończysz to opo bo zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuń