czwartek, 3 stycznia 2019

Na uwięzi

Witam tych, którzy zostali i witam również nowych, którzy (być może) dojdą! Wstawiam pierwszy rozdział nowego opowiadania i mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania w 2019!
-------------------------------------------------------------------------------------------

Książe smętnie przemierzał podwodne korytarze swego pałacu, taranując po drodze kilka niewinnych osób. Nawet nie zawracał sobie głowy przeprosinami, jednak nikt nie śmiał odezwać się nawet słowem, bo gdy młody Uzumaki był zły najlepiej było mu schodzić z drogi i udawać, że się nie istnieje.
Wilk syty i owca cała.
Powód zdenerwowania Naruto był wszechstronnie znany, bo ów schemat powtarzał się przeszło od kilku lat, a dokładniej od pory, kiedy blondyn nauczył się mówić.
Jego ojciec, Minato, nie pozwalał mu się oddalać od Meridium - stolicy Felicjany. W końcu chłopak był następcą do objęcia tronu, a życie księcia było z góry zaplanowane – począwszy od tego, co zje na śniadanie, a skończywszy na tym o której ma się położyć spać. Naruto nie chciał taki być, nie chciał żyć pod dyktando ojca. Może jemu młodszemu bratu to odpowiadało, to całe sprawowanie władzy, bycie odpowiedzialnym za innych, bycie wpływowym, jednak nie blondynowi. Od zawsze był niesforny i nieobliczalny. Tak odmienny od swojego ojca i młodszego brata, tak różny. Naruto pod względem charakteru przypominał bardziej swoją matkę – Kushinę. Jedyne, co ich różniło, to kolor włosów, a tak przynajmniej ojciec mu opowiadał, bo blondyn swej mamy nigdy nie poznał. Wiedział tylko tyle, że była nieokiełznana i równie odstrzelona co jej kolor włosów.
Nie chcąc się dłużej podporządkowywać, Naruto postanowił się postawić, zrobić coś, czego nie godzi się robić przyszłemu królowi – złamać słowo dane ojcu, że nie opuści stolicy.
Minato przygotowywał się do publicznego przemówienia, jak co miesiąc, aby zapewnić swoich poddanych, że wszystko jest w należytym porządku i nic im nie zagraża, bo jest tutaj on i czuwa.
Od rana był nieco nerwowy, bo choć sprawuję władzę już tak długo, publiczne przemówienia jakoś zawsze go stresowały. A Naruto to wiedział i zamierzał to wykorzystać. To był jedyny czas, gdy ojciec go nie pilnował i nie trzymał na uwięzi, bo się denerwował, że coś nie wyjdzie, że poddani się odwrócą, że zaczną bunt i zechcą go obalić. Zresztą nie tylko jego, a całą rodzinę królewską.
Gdy wybiła pora na przemówienie, Minato machnął swym ogonem majestatycznie, aż kilka łusek odpadło, po czym wpłynął na swój tron. Zasiadł na nim a ogon dał w bok, ażeby ten mu nie przeszkadzał.
Naruto odczekał chwilę, żeby ojciec się na dobre rozkręcił, a straż zajęła miejsce wśród poddanych, i najszybciej jak umiał, dał dyla.
Mocno ruszał ogonem, wprawiając tym samy wodę w ruch. Właściwie nie wiedział gdzie płynie, nie miał żadnego zamierzonego celu, po prostu płynął. Przed siebie, za stolicę. Z dala od jego nadopiekuńczego ojca i wkurzającego brata.
Długo wędrował zanim w końcu zarządził postój. Woda wokół niego nie była taka błękitna jak w Meridium, można powiedzieć, że do bycia błękitną było jej daleko. Była mętna, pływały w niej różne rzeczy – butelki, siatki, a nawet metalowe puszki. Naruto zwinie je omijał, co by się nie zaciąć, bo jeszcze tego mu brakowało. Wiedział, że im bliżej lądu, tym woda będzie gorsza, bo ludzie sumiennie się do tego przykładali, nie oszczędzając oceanu w żaden sposób.
- Oni naprawdę są okropni – mruknął cicho, jakby bał się, że ktoś go usłyszy i, nie daj Boże, doniesie królowi. Ale nikogo w pobliżu nie było, nawet niewiele ryb tutaj pływało, a jak już pływały to nie były one takie ładne i kolorowe, jak w stolicy. Były szare i duże, nawet nie mówiły… Przynajmniej blondyn tak obstawiał, bo żadna się do niego nie odezwała, a śmiał sądzić, że widok Trytona w tej części oceanu jest raczej nietutejszy. Ostatni raz rzucił okiem za siebie, po czym popłynął w przód, zmierzając bliżej lądu. A im bliżej niego był – tym bardziej się bał. Ojciec opowiadał mu dużo historii jacy są ludzie i do czego byli zdolni, jednak Naruto był ciekawy. I to naprawdę bardzo, więc gdy zobaczył pierwsze skały przed nim, mimo dziwnego uczucia niepokoju w brzuchu, na jego ustach pojawił się także delikatny uśmiech. Przyspieszył ruch ogona i w końcu dodarł do lądu. A tak przynajmniej myślał, że tam będzie ląd.
Naruto skierował swoje ciało ku górze, przecinając taflę wody, po czym jego głowa w końcu wyszła na powierzchnie, a on zachłysnął się świeżym powietrzem. Jego oczy nie były przyzwyczajone do tak ostrego słońca więc zamrugał kilka razy, przyzwyczajając się do promieni słonecznych.
- O cholera, mam wrażenie, jakby moja twarz się paliła – z jego ust wydobył się gardłowy śmiech, który objął zmrużone oczy. Jeszcze chwile jego ślepia pozostawały w takiej pozycji, po czym rozwarł je na całą szerokość, co by mieć lepsze pole widzenia i wytężył wzrok. Przed nim wyłoniły się najpierw skały, a tuż za nimi... Ląd! To naprawdę był ląd Naruto uśmiechnął się szeroko, a jego umysł ogarnął błogi stan. Naprawdę się cieszył, że tutaj jest.
Podpłynął bliżej skał, po czym oparł się o nie i podciągnął do góry, siadając. Zawsze, ale to zawsze marzył o tym, żeby usiąść właśnie w taki sposób, tak jak w bajkach, które czytała mu kiedyś babcia – o syrenach, które przesiadywały u szczytu skał, czesząc swoje piękne, długie włosy i obserwując co działo się wokół nich. O tym, że niektóre zakochiwały się w ludzkim mężczyźnie, a miłość ta była tak silna, że same chciały przybrać ludzką formę, aby na zawsze już być ze swoim ukochanym.
Jednak za każdym razem, gdy starsza kobieta czytała mu owe opowiastki, przypływał król i okropnie się wściekał, każąc jej przestać, a Naruto wyganiając do łózka. Więc Naruto nigdy nie poznał zakończenia żadnej z tych baśni. Wiedział tyle, na ile król pozwalał. Czyli naprawdę niewiele. Chłopak nie wiedział co kierowało ojcem, dlaczego reagował w ten sposób na jakieś głupie bajki ani dlaczego nie pozwalał mu wypływać na powierzchnie, choćby na chwilę. Próbował kilka razy Minato o to wypytać, ale z mizernym skutkiem, bo ten zaraz się wściekał, mówiąc, że nie powinien w ogóle o tym myśleć, że przecież powtarzał mu tyle razy do czego zdolni są ludzie i jakimi bestiami potrafią być. Kazał mu dojrzeć i zająć się myśleniem o objęciu tronu i o swoich przyszłych podanych, a nie czytać durne baśnie. I Naruto, choć naprawdę nie chciał, musiał się podporządkować woli króla, tak jak każdy w stolicy. Tak po prostu było i już. Z królem n i e w o l n o było dyskutować.
Westchnął, po czym pokręcił szybko głową, ażeby odgonić ponure myśli, i utkwił wzrok przed sobą. Jego oczom ukazała się mała, kamienista plaża, jednak bez żadnej żywej istoty. Za nią rozciągała się wąska drużka, która prawdopodobnie prowadziła do miasteczka, a tak przynajmniej myślał chłopak. Za drużką, trochę wyżej, tkwiło klika drzew oraz nieliczne krzaki, które były trochę jednak zbyt ponure jak na gust Uzumakiego. Tam, na dnie oceanu, wszystko było kolorowe, takie żywe, delikatne. Po prosu miłe dla oka. Na lądzie było szaro i ponuro, a na pewno nie wyglądało tak jak w wyobraźni blondyna. Było po prostu zwyczajnie, ale to nie znaczy, że brzydko. Było… ludzko.
Nagle Naruto zamrugał kilka razy, jego mięśnie się spięły, dłonie się spociły, a ślina nie chciała przejść przez gardło. Za krzaku wyłoniła się sylwetka. Ludzka sylwetka! Gorączkowo się rozejrzał na boki, żeby zbadać resztę otoczenia i przypadkiem nie wpaść na kolejną niespodziankę, po czym szybko zsunął się do wody, raniąc przy tym delikatnie ogon.
-Cholera, cholera, cholera – zaklął pod nosem, obserwując z ukrycia postać. Nie tak wyobrażał sobie to wszystko. To miejsce nie wyglądało ładnie, na skale wcale nie siedziało się wygodnie, a on, gdyby tylko mógł, zesikałby się pod siebie. Jednak… naprawdę nie chciał wracać. Nie chciał wracać do domu, do ojca, do swojego nudnego życia. I choć obawiał się konsekwencji – został.
Chłopak niebezpiecznie szybko zbliżał się w stronę plaży, a Naruto, nieco spanikowany, bo przecież chciał zostać i ani mu się śniło teraz wracać, kiedy był tak blisko człowieka, zanurzył się głębiej w wodzie, tak, żeby nie można było dostrzec niczego nienormalnego w jego sylwetce. Był zatopiony do połowy nosa, a przez to, że mokre kosmyki opadały mu na oczy – sprawiał wrażenie, jakby niewiele widział.
Szatyn usiadł na plaży i rozejrzał się na boki, po czym uniósł głowę ku górze, wystawiając twarz na promienie słoneczne. Na jego buzi zagościł lekki uśmiech, a Naruto coś ścisnęło w dołku. Zaczął przyglądać się nieznajomemu, raz po raz wodząc wzrokiem od jego s t ó p aż po kruczoczarne włosy, ale najchętniej właśnie wracał na jego kończyny i lustrował je, dopóki oczy nie zaszły mu łzami.
To naprawdę były stopy! Ludzkie stopy! Naruto coś takiego pierwszy raz widział, bo baśnie, które czytała mu kiedyś babcia, nie zawierały w sobie rysunków, a więc blondyn nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak mogłabywyglądać ludzka kończyna. A wyglądała naprawdę fantastycznie i Naruto aż cały się podekscytował, a zrobił to do tego stopnia, że wystawił głowę ciupkę wyżej, nie przejmując się tym czy zostanie przyłapany, czy też nie.
- Ale jaja… - szepnął gorączkowo – Stopy! To naprawdę stopy! A to… - zerknął nieco wyżej – to chyba łydki, przynajmniej tak opisywała babcia. Jakie szczupłe! W ogóle nie przypominają mojego niezdarnego ogona… są takie zgrabne i małe… – powiedziawszy to Naruto wyciągnął szyję jeszcze wyżej i podpłynął bliżej skały, która znajdowała się nieopodal brzegu, żeby lepiej widzieć. Naprawdę go to wszystko fascynowało. Jednak to nie było tak, że jego ogon był brzydki i mu się nie podobał, ba, był naprawdę na swój sposób urodziwy - jego łuski były w kolorze czystego błękitu, gdzieniegdzie przeplatane ciemniejszą barwą, delikatnie się mieniąc, płetwa była zgrabna, nieco poszarpana na dole, co umożliwiało mu szybsze pływanie, a swoim odcieniem przypominała niebo podczas burzy - ciemne, jednak oświetlane przebłyskami czerwono-pomarańczowych piorunów.
Gdy wlepianie gał w nieznajomego chłopaka znudziło się Uzumakiemu, ten westchnął, po czym miał już się wycofać w tył i po prostu zawrócić, jednak kruczoczarny, który wcześniej siedział w bezruchu i cieszył buzię promieniami słonecznymi, przeniósł spojrzenie wprost na miejsce, gdzie znajdował się Naruto i przemówił:
- Wiem, że ktoś tam jest. Nie chowaj się za skałą – powiedział, jakby nieco rozdrażniony. – Pokaż się i powiedz, skąd się tutaj wziąłeś.
A Naruto cały struchlał, nie wiedząc co ma zrobić, bo gdyby zawrócił to byłoby jednoznaczne z pokazaniem ogona, czego przecież nigdy w życiu nie mógł zrobić. Nie chciał skończyć na talerzu jako filet rybny. Więc może… może spróbuje odepchnąć się od skały i wbić się w wodę, bez zbędnego ruszania rybią końcówką. Położył ręce na skale i już, już prawie to zrobił, ale nieznajomy niespodziewanie poderwał się z miejsca i podbiegł do bloku skalnego, za którym chował się Uzumaki, i wbił w niego swoje czarne jak noc, przenikliwe ślepia.
- A więc? Jaka jest twoja odpowiedź? – ponowił pytanie, mrużąc nieznacznie oczy.
Cisza.
Czarnowłosy uniósł prawą brew do góry. Potem lewą. I otworzył już usta, żeby coś powiedzieć, ale Uzumaki mu na to nie pozwolił, odzywając się niespodziewanie.
- Pływam, nie widać? Nie wydaję mi się, żeby ta woda była twoja na własność – burknął, po czym, choć bardzo nie chciał, bo to był przecież c z ł o w i e k we własnej osobie, dodał – Więc zjeżdżaj i daj mi rozkoszować się tą… czystą wodą – zakończywszy swoją wypowiedź wlepił w chłopaka zmrużone oczy, jakby to miało go przepędzić, chociaż wcale nie chciał tego robić. Bał się. Truchlał na samą myśl, że jego sekret się wyda, że chłopak będzie go torturował, dopóki ten nie wyda mu gdzie leży podwodny świat, że nigdy więcej nie zobaczy swojego ojca i wkurzającego brata, że nigdy nie znajdzie piękniej syreny, z którą przeżyłby swój pierwszy pocałunek, bo w sumie nie wiedział jak syreny robią dzieci, bo nikt mu nigdzie nie powiedział, a on nawet się nie zastanawiał, i ogólnie był przerażony, bo wpakował się w niezłe gówno. Ot co.
Ale Naruto bardzo chciał udawać, że jest odważny i tak naprawdę wszystko po nim spływa, że faktycznie przyszedł tylko popływać, a nie że jest poł człowiekiem pół rybą, wiec przelewając w to całą swoją determinację, zadarł głowę wysoko ku górze i wlepił zmrużone i buńczuczne spojrzenie w chłopaka, co by mu pokazać z kim zadarł.
Phi.
Naruto Uzumaki nie jest byle kim i nie da sobie w kaszę dmuchać! Co to, to nie.
- I po co się tak najeżyłaś? Zadałem jedynie pytanie, urażona panienko – sarknął. – Nikt tutaj nie przychodzi, oprócz mnie, rzecz jasna – powiedziawszy to wskazał kciukiem na swoją pierś – więc się zdziwiłem, to wszystko. Wybacz, że cię uraziłem – zaśmiał się bezczelnie, po czym już miał odejść, ale Uzumaki mu na to nie pozwolił, rycząc z wściekłości na całe gardło.
- JA NIE JESTEM KOBIETĄ! – jego zaciśnięta pięść powędrowała do góry, ochlapując przy tym całą jego twarz wodą.
Chłopak patrzył na niego przez chwilę, po czym parsknął śmiechem.
- W sumie masz rację. Byłbyś wyjątkowo szpetną kobietą – powiedział kpiąco, sycąc oczy czerwoną twarzą blondyna.
- Nie jestem szpetny – odburknął, jeszcze bardziej pokrywając się szkarłatem.
Jego policzki naprawdę płonęły! Przyłożył mokrą dłoń do twarzy, którą wcześniej wymachiwał przed czarnowłosym, tym samym próbując schłodzić piekące go policzki. Nie umknęło to uwadze chłopaka, który skwitował to cynicznym uśmiechem.
- Oj, oj, ktoś tu się zawstydził – zacmokał czarnowłosy, po czym wykierował palcem w Uzumakiego – i to chyba ty, panienko.
Naruto nie pozostał mu dłużny.
- Oj, oj, ktoś tu lubi zgrywać dowcipnisia – odgryzł, starając się naśladować głos nieznajomego – i to chyba ty, ważniaku – skierował w jego stronę palec wskazujący, imitując tym samym gest, który ten uczynił chwilę temu.
Twarz chłopaka zmieniała się jak w kalejdoskopie. Od zdziwionej po złą. Przez chwilę Uzumaki myślał, że na jego usta wkradł się delikatny, wręcz prawie niewidoczny uśmiech, ale na szczęście ta myśl trwałą tylko chwilę.
- Panienka pokazała jaja, no nieźle – z ust chłopaka wyrwało się ciche gwizdnięcie.
Naruto wywrócił oczami.
- Jestem Naruto, więc bądź łaskawy przestać nazywać mnie panienką. A tak w ogóle, to czemu nikt tutaj nie przychodzi poza tobą? – zagadnął, siląc się na uprzejmy ton, chociaż uprzejmość do tego drania to ostanie, o czym myślał. Obecność nieznajomego strasznie go wpieniała, bo był wredny i wywyższał się przed nim, a przecież poznali się chwilę temu! Chociaż poznaniem nie można było tego nazwać, bo ten palant po prostu na niego naskoczył.
- Jestem Sasuke – rzucił niedbale i już, już prawie wyciągnął rękę w stronę Naruto, jako znak powitania, jednak szybko ją cofnął, reflektując się. Naruto widząc owy gest wykrzywił twarz w delikatnym grymasie, ale nic nie powiedział. Jeśli Sasuke chciał być dupkiem, to Uzumaki nie będzie mu tego ułatwiał. Za kogo w ogóle ten gość się uważał?! Gdyby Naruto tylko mógł mu powiedzieć kim jest, to na pewno by go tak lekceważąco nie traktował! Był przecież księciem, następcą do tronu! Ale nie mógł nic powiedzieć, więc siedział cicho, chociaż aż go skręcało, żeby wykrzyczeć czarnowłosemu prosto w twarz z kim ma do czynienia. – Po prostu nikt tu nie przychodzi, tak już jest. Kiedyś, bardzo dawno temu, zginęła tutaj kobieta. Powiadają, że zaatakował ją morski potwór… – ton głosu Sasuke był nijaki, jakby wcale go to nie obchodziło, jakby mówił o pogodzie albo o tym, jaki papier toaletowy kupił, czy w kwiatuszki, czy w gwiazdki. Naruto to bardzo zezłościło, ale nic nie powiedział, pozwalając mu kontynuować. – Nikt nie wie czy to prawda, ale ludzie muszą w coś wierzyć, bo by zwariowali, więc nawet jeśli nie maja żadnych podstaw, kurczowo trzymają się tej historyjki i omijają to miejsce szerokim łukiem.
- A ty?
- Co ja?
- Dlaczego tutaj przychodzisz? – lewa brew poszybowała do góry.
- Właśnie dlatego, że nikogo tutaj nie ma – mruknął Sasuke, lustrując twarz blondyna. – Lubię być sam – powiedział dobitnie.
Naruto nie wiedział, co tak naprawdę myśli o chłopaku przed nim. Sasuke był od niego całkowicie inny. Miał inny charakter, inny kolor skóry, włosów, był sarkastyczny i wyniosły, był zimny, jakby ogrodzony jakąś barierą i Naruto, nawet jeśli naprawdę chciał, nie mógł się przebić, nie mógł zrozumieć uczuć czarnowłosego, i nie mógł pojąć dlaczego. Sasuke był niedostępny. Mimo że byli tak blisko siebie, ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, to Uzumaki miał wrażenie, że Sasuke jest tak bardzo odległy, jakby wcale go tutaj nie było. Jakby pomiędzy nimi utworzył się potężny, nie do przebicia mur. Nie znał Sasuke dobrze, nawet nie wiedział, czy chciałby go poznać lepiej, jednak czuł, że chce mu pomóc. Jakaś dziwna i pokręcona siła przyciągała go do czarnowłosego.
Blondyn westchnął cierpętniczo, kończąc swoje rozmyślania. Spojrzał w oczy Sasuke, jednak niczego się w nich nie doszukał. Były puste i ciemne.
- Rozumiem – rzekł w końcu. – Jeśli jednak nie masz nic przeciwko będę tutaj zaglądał, bo podoba mi się to miejsce. A w żadne historyjki o potworach nie wierzę – choć sam jestem jednym z nich, dodał w myślach.
Oczy Sasuke nadal były bez wyrazu, jakby nawet nie usłyszał co Naruto powiedział. Jednak chwilę później on sam się poruszył, obracając się do Uzumakiego tyłem.
- Rób, co chcesz, ale uważaj, bo woda potrafi być niebezpieczna – skończywszy swoją wypowiedź, odszedł, zostawiając Naruto z oniemiałą miną i goryczą w sercu.
- Doskonale o tym wiem... – szepnął w odpowiedzi, ale Sasuke już nie mógł tego usłyszeć.

3 komentarze:

  1. Gratulacje za ciekawy pomysł! Przeczytałam masę Sasunaru ale na taką interpretację się nie natknęłam. I muszę przyznać że mi się podoba.
    Genialna wymiana zdań Naru i Sasuke. Ogólnie bardzo mi się podoba.
    Ślę weny i czasu na pisanie. Wyczekuję kontynuacji.
    PS. Mam takie wrażenie że tą kobietą co zginęła jest mam Naruto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ogół tego tekstu przypadł Ci do gustu! Nowy rozdział pojawi się niedługo, a co do kobiety, która zginęła, nie mówię nie, ale nie mówię też tak, haha.

      Usuń
  2. No czekam na rozdział bo nie mam co czytać. Mam wrażenie że nie ma już nic wartego uwagi albo jest nie dokończone. Mam nadzieje ze się nie wypalisz w połowie pisania i dokończysz to opo bo zapowiada się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń